Mój Wynajmujący Wyrzucił Mnie Po Tym, Jak Zainwestowałem Tysiące Dolarów w To, By Uczynić Jego Trawnik Idealnym — Moja Zemsta Była Niezapomniana

LUDZIE

Moja historia dotyczy stawania w obronie samego siebie, gdy zostałeś niesprawiedliwie potraktowany, a sposób, w jaki to zrobiłem, był dość sprytny, biorąc pod uwagę, dlaczego mój wynajmujący zakończył moją umowę najmu.

Kiedy zdał sobie sprawę ze swojego błędu, próbował mnie odzyskać, ale do tego momentu byłem już daleko od przebaczenia.

Po roku życia w tej uroczej małej wynajmowanej chatce prawie zapomniałem, jak okropnie wyglądał ogród, gdy się wprowadziłem.

To była strefa katastrofy, zanim wziąłem się za to.

Nie wiedziałem, że poprawienie go doprowadzi do tego, że mój wynajmujący wyrzuci mnie z własnych egoistycznych powodów.

Ale nie zamierzałem odejść bez zasłużonej zemsty!

Sam dom był przyzwoity, ale ogród był absolutnym koszmarem — zarośnięte chwasty, plamy martwej, żółtej trawy i ogrodzenie, które wyglądało, jakby mogło się zawalić przy najbliższym silniejszym wietrze.

Gdzie większość ludzi zobaczyłaby przegraną sprawę, ja dostrzegłem okazję.

Ogrodnictwo było moją pasją i byłem chętny, by przekształcić ten bałagan w ogród rajski.

Pan Peterson, mój wynajmujący, miał około siedemdziesięciu lat.

Kiedy go poznałem po raz pierwszy, wydawał się niewinnym staruszkiem z życzliwym uśmiechem i cichym usposobieniem.

Naprawdę myślałem, że jest miłym starym człowiekiem, ale nie mogłem się bardziej mylić!

Był zachwycony, gdy wspomniałem o moich planach poprawy ogrodu.

„Przydałby mu się kobiecy dotyk,” powiedział, śmiejąc się.

Te słowa miały wrócić, by mnie prześladować…

Przez następne kilka miesięcy włożyłem wszystko w ten ogród.

Wydałem tysiące dolarów — pieniądze, które mógłbym wykorzystać gdzie indziej — ale nie obchodziło mnie to.

Zamieniłem martwą trawę na bujną, zieloną darń, posadziłem żywe rabaty kwiatowe wzdłuż ścieżek, a nawet rozpocząłem mały ogród warzywny z tyłu.

Każdy weekend spędzałem tam, z rękami w ziemi, czując satysfakcję z przywracania czegoś do życia.

Pan Peterson od razu zauważył zmiany, a za każdym razem, gdy przychodził po czynsz, jego oczy się rozświetlały.

„Wygląda niesamowicie, Pani Garcia. Naprawdę jesteś w tym dobra!”

Wzruszona jego komplementami, uśmiechnąłem się i odpowiedziałem: „Dziękuję, Panie Peterson.

Jestem naprawdę dumna z tego, jak to się rozwija.”

Pochwały uderzyły mi do głowy, a ja wykorzystałem ostatnie swoje pieniądze, by zainstalować piękną fontannę.

To był idealny ostatni akcent, a nawet pan Peterson był nią zachwycony.

Uwielbiał te ulepszenia tak bardzo, że zaczął się nimi chwalić przed swoimi przyjaciółmi, udając, że to wszystko była jego idea. „Zobaczcie mój trawnik!

Czyż nie jest idealny?” chwalił się, jakby sam wykonał całą pracę.

Na początku mi to nie przeszkadzało. Dobrze było widzieć, że moja ciężka praca jest doceniana. Ale potem, pewnego dnia, wszystko się zmieniło.

Wróciłem do domu z pracy i znalazłem na drzwiach powiadomienie o eksmisji. Moje serce opadło, gdy je przeczytałem.

Pan Peterson postanowił zakończyć moją umowę najmu — bez wyjaśnienia, bez ostrzeżenia.

Tak po prostu, byłem wyrzucany z domu, w który włożyłem całe serce.

Na początku byłem w szoku. Dlaczego by to zrobił?

Odpowiedź przyszła kilka dni później podczas rozmowy z moją sąsiadką, panią Jenkins.

Była miłą starszą panią, która uwielbiała plotkować, a kiedy zapytałem, czy wie, co się dzieje, nie trzymała języka za zębami.

„Cóż, kochanie,” zaczęła, obniżając głos, jakby dzieliła się tajemnicą, „słyszałam, że pan Peterson mówił o tym, jak dużo więcej wart jest teren teraz, gdy ogród wygląda tak pięknie.

Planuje podnieść czynsz i wprowadzić kogoś innego, kto może płacić więcej.”

Wszystko miało sens. Widział znaki dolarów w poprawach, które wprowadziłem.

Moja krew wrzała na tę myśl. Zainwestowałem swój czas, energię i pieniądze w to miejsce, a teraz zamierzał na tym zarobić!

Ale nie zamierzałem mu na to pozwolić.

Byłem zdruzgotany i wściekły, ale nie chciałem zniszczyć ogrodu, nad którym tak ciężko pracowałem.

Zamiast tego postanowiłem sprawić, by pan Peterson pożałował swojej decyzji w sposób, który uderzy go tam, gdzie boli najbardziej — w jego portfel. I wtedy przypomniałem sobie o systemie nawadniającym.

Klucz do mojej zemsty leżał w nowoczesnym systemie zraszaczy podziemnych, który zainstalowałem.

Utrzymywał trawnik w idealnej kondycji, a pan Peterson nie miał pojęcia, że dodałem małą „funkcję” do systemu — taką, która mogła sprawić odpowiednią ilość kłopotów, jeśli dokonam kilku poprawek.

Za pomocą kilku dotknięć panelu sterowania, przeprogramowałem system, aby przelewał konkretne obszary wokół domu, szczególnie w pobliżu fundamentów.

To nie wystarczyłoby do natychmiastowego uszkodzenia; miało być powolnym procesem.

Z biegiem czasu nadmiar wody przeniknie do gleby, a w końcu do piwnicy, zaczynając od ledwego stęchłego zapachu i stopniowo eskalując do problemów z pleśnią i strukturalnych.

Kilka tygodni później, gdy zbierałem moje ostatnie pudła i przeprowadzałem się do nowego mieszkania po drugiej stronie miasta, otrzymałem telefon od pana Petersona.

Brzmiał zirytowany.

„W piwnicy jest dziwny zapach,” narzekał.

„Zauważyłeś coś takiego, gdy tu mieszkałeś?”

Powstrzymałem uśmiech i udawałem niewinnego. „Nie, wcale.

Zawsze było tam sucho. Może powinieneś kogoś wezwać, żeby to sprawdził?”

Mamrotał coś pod nosem i rozłączył się. Prawie czułem jego frustrację przez telefon. To był dopiero początek.

Z biegiem tygodni utrzymywałem kontakt z panią Jenkins, która z przyjemnością informowała mnie o sytuacji.

„Pan Peterson ma ciężki czas,” powiedziała mi pewnego dnia.

„Ten zapach w piwnicy się pogorszył, a teraz pleśń rośnie na ścianach.

Nowi najemcy mówią o zerwaniu umowy!”

Ledwo mogłem powstrzymać swoją radość! Mój plan działał doskonale!

Wiedziałem, że naprawy będą kosztowne, zwłaszcza gdy wykonawca odkryje, że problem nie jest tylko powierzchowny.

Ale prawdziwy cios przyszedł, gdy pan Peterson zadzwonił do mnie ponownie, a jego głos brzmiał na desperację.

„POTRZEBUJĘ, żebyś mi powiedział, co zrobiłeś z tym systemem nawadniającym,” zażądał.

„Czy coś się stało?” zapytałem, udając głupiego.

„Piwnica się zalewa!

Wykonawca mówi, że ziemia wokół domu jest przesiąknięta, a to powoduje wszelkiego rodzaju problemy! Muszę wied

zieć, czy coś zmieniłeś, zanim się wyprowadziłeś!”

Zatrzymałem się na chwilę, zanim odpowiedziałem.

„Cóż, wspomniałem, że system miał funkcję, która mogłaby prowadzić do nadmiernego nawadniania, jeśli nie byłaby dokładnie monitorowana.

Ale założyłem, że będziesz na to zwracał uwagę.”

Nastała cisza po drugiej stronie, a ja mogłem niemal usłyszeć, jak się gotuje. „Nie powiedziałeś mi tego!” w końcu wykrzyczał.

„Przykro mi, panie Peterson,” odpowiedziałem spokojnie. „To naprawdę ważne, aby przeczytać instrukcję obsługi w takich sprawach.”

Rozłączył się bez słowa, a ja nie mogłem powstrzymać uśmiechu.

Szkody w piwnicy były ogromne, a według tego, co później opowiadała mi pani Jenkins, naprawy kosztowały pana Petersona fortunę.

Jego plan, by podnieść czynsz i zarobić na mojej ciężkiej pracy, zakończył się spektakularną klapą.

Wartość nieruchomości spadła, a z wiadomościami krążącymi o „problemach z zalewaniem” nie mógł nawet znaleźć kupca.

Wisienką na torcie było to, że kilka miesięcy później pan Peterson zadzwonił do mnie po raz kolejny.

Jego głos nie był już szorstki — brzmiał niemal błagalnie.

„Potrzebuję twojej pomocy,” powiedział cicho.

„Dom się rozpada i nie mogę pozwolić sobie na naprawy.

Czy rozważyłbyś powrót?

Obniżę czynsz, dodam opłaty… proszę, wróć.”

Cieszyłem się chwilą, zanim odpowiedziałem.

„Dziękuję za ofertę, panie Peterson, ale naprawdę jestem szczęśliwy tam, gdzie teraz jestem.

Jestem pewien, że znajdziesz jakieś rozwiązanie.”

On ciężko westchnął i wymamrotał pożegnanie, zanim rozłączył się.

Kiedy odłożyłem telefon, poczułem głęboką satysfakcję.

Moja zemsta nie polegała na zniszczeniu — chodziło o to, by pan Peterson zrozumiał konsekwencje swojej chciwości.

Na końcu został z nieruchomością, która sprawiała więcej problemów, niż była warta, podczas gdy ja przeszedłem do bardziej zielonych pastwisk — dosłownie.

Moje nowe miejsce miało ogród, który był już idealny, a ja nie musiałem ruszać nawet palcem. W końcu znów byłem szczęśliwy.

Bewerten Sie den Artikel
Mit Freunden teilen