Nigdy nie byłam osobą szukającą zemsty, ale kiedy moja synowa uczyniła mnie czarnym charakterem osiedla swoimi halloweenowymi dekoracjami, wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić.
Zamiast tego postanowiłam przyjąć inne podejście, takie, które pokaże jej i całemu sąsiedztwu, że w końcu to życzliwość zwycięża.
Jestem Edwina i mając sześćdziesiąt lat, myślałam, że przeżyłam już wszystko.
Nigdy nie byłam osobą, która wtrącałaby się w rodzinne dramaty, ale czasami to za dużo.
Mój syn, Ethan, i jego żona, Blythe, mieszkają kilka przecznic dalej, a ja mam w zwyczaju odwiedzać ich na kolację w niedzielę.
Jednak Blythe nigdy nie sprawiła, że czułam się naprawdę mile widziana.
Ma talent do wyrażania swoich uczuć bez mówienia zbyt wielu słów: pasywno-agresywne komentarze i wymuszone uśmiechy to jej znak rozpoznawczy.
Niemniej jednak nic nie mogło mnie przygotować na to, co zobaczyłam w pewną niedzielę.
Przyjeżdżając do ich domu, spodziewałam się normalnego wieczoru.
Zamiast zwykłych jesiennych dekoracji, ich ogród wypełniały realistyczne czarownice, które dziwnie przypominały mnie, z siwymi włosami, okularami i podobnym stylem ubierania się.
Jakby tego było mało, tabliczka głosiła: „Uważaj na prawdziwe zło kawałek dalej na ulicy!”
Stałam tam oszołomiona, z bijącym sercem, czytając napis raz za razem, upewniając się, że sobie tego nie wyobrażam.
Moją pierwszą reakcją było natychmiastowe skonfrontowanie się z Blythe, żądając wyjaśnień za taką złośliwość.
Ale wiedziałam, jaka będzie jej odpowiedź, prawdopodobnie z fałszywą niewinnością: „Och, Edwino! Musiałam ostrzec sąsiadów o tym, czym naprawdę jest zło! Robiłam im tylko przysługę.”
Absurdalność tego bolała bardziej, niż mogłam wyrazić.
Wzięłam głęboki oddech, poprawiłam płaszcz i zapukałam do drzwi.
Blythe powitała mnie z radosnym uśmiechem, jakby nic się nie stało.
„Edwino! Jesteś! Chodź, kolacja prawie gotowa.”
Wymusiłam uśmiech i weszłam.
„Ładne dekoracje na zewnątrz,” udało mi się powiedzieć, starając się zachować spokojny ton.
„Och, zauważyłaś?” odpowiedziała, a jej oczy błyszczały złośliwością.
„Tylko coś małego na Halloween. Dzieci to uwielbiają.”
Zacisnęłam zęby.
Było jasne, że jej intencje sięgały daleko poza dziecięcą zabawę.
Kiedy usiadłam do stołu, wszedł Ethan z dziećmi, nieświadomy napięcia.
„Cześć, mamo! Miło cię widzieć. Co mamy na deser dzisiaj?”
Pomimo moich wysiłków, by rozmawiać i cieszyć się posiłkiem, moje myśli nieustannie wracały do tych czarownic na zewnątrz.
Podczas kolacji przyłapałam Blythe rzucającą mi spojrzenia, z wymuszonym uśmiechem.
Dla niej wszystko to była zabawa.
Chciałam coś powiedzieć, zdemaskować ją, ale milczałam.
Nie chciałam dać jej satysfakcji z zobaczenia mnie zdenerwowaną.
To, co zabolało najbardziej, to nie były dekoracje ani tabliczka, lecz to, co wydarzyło się następnego dnia.
Podczas pracy w moim ogrodzie usłyszałam dwoje dzieci przechodzących obok.
„To ona,” szepnęło jedno, patrząc na mnie.
„Czarownica,” dodało drugie, ich głosy ciche, ale słyszalne.
Moje serce zatonęło, gdy widziałam, jak szybko oddalają się ode mnie.
Mały żart Blythe zaszedł za daleko; rozprzestrzenił się, a teraz dzieci w okolicy bały się mnie.
Sytuacja pogorszyła się w ciągu tygodnia.
Dzieci, które wcześniej mnie witały, teraz całkowicie mnie unikały, niektóre nawet przechodziły na drugą stronę ulicy, kiedy się zbliżałam.
Halloween zawsze było moją ulubioną porą roku.
Uwielbiałam rozdawać cukierki i widzieć radość na twarzach dzieci w ich kostiumach.
Ale w tym roku, dzięki Blythe, ta radość została zastąpiona smutkiem.
Moje własne sąsiedztwo wydawało się obce.
Pewnej nocy, siedząc na werandzie, rozmyślałam, jak bardzo zmieniło się wszystko tak drastycznie.
Żart Blythe przekroczył granice i bolał bardziej, niż mogłaby sobie wyobrazić.
Wiedziałam, że muszę coś zrobić, ale odmówiłam zejścia do jej poziomu.
Zamiast tego uknułam plan, który zmieni wszystko, ale na moich warunkach.
W następnych dniach skupiłam się na przemianie mojego ogrodu.
Bez strasznych dekoracji dla mnie; wybrałam wesołą i pełną światła wystawę.
Wypełniłam mój trawnik dużymi dyniami, przyjaznymi duchami i strachem na wróble z zabawnym uśmiechem.
Przygotowałam stanowisko z cukierkami, gorącym cydrem i domowymi ciastkami, a nawet ustawiłam mały stolik, gdzie dzieci mogły malować swoje mini-dynie.
Jeśli Blythe chciała przedstawić mnie jako czarny charakter osiedla, pokażę wszystkim, że mogę być czymś zupełnie innym.
W noc Halloween przebrałam się za dobrą wróżkę, z skrzydłami, różdżką i błyszczącą suknią.
Popołudnie spędziłam, przygotowując woreczki z cukierkami, naklejkami i małymi zabawkami.
Podziwiając swoje odbicie, nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
„Wszystko będzie dobrze,” wyszeptałam do siebie.
Kiedy zapadł zmierzch, otworzyłam drzwi domu, ze skrzydłami trzepoczącymi za mną, i zajęłam miejsce przy moim stanowisku z cukierkami.
Pierwsi „cukierek albo psikus” pojawili się, małe grupki dzieci w kostiumach niepewne na końcu mojej alejki.
Widziałam rodziców szepczących za nimi, prawdopodobnie omawiających plotki rozpowszechnione przez Blythe.
Biorąc głęboki oddech, zawołałam: „Chodźcie! Mam magiczne cukierki na was!”
Dzieci wymieniły niepewne spojrzenia.
W końcu dziewczynka przebrana za księżniczkę podeszła ostrożnie, jej duże oczy błądzące między mną a cukierkami.
Uklękłam, uśmiechając się jak najcieplej.
„Cześć, księżniczko,” powiedziałam, wyciągając lśniącą różdżkę z mojego woreczka z cukierkami.
„Chcesz różdżkę, żeby pasowała do twojego kostiumu?”
Jej twarz rozjaśniła się.
„Nie jesteś czarownicą?” zapytała, jej cichy głosik pełen podziwu.
Zaśmiałam się.
„Nie, tylko dobrą wróżką tej nocy. Chcesz pomóc mi zrobić trochę magii z dyniami?”
Jej uśmiech był nagrodą samą w sobie.