Kiedy moja teściowa niespodziewanie wprowadziła się do naszego domu, myślałam, że to tylko tymczasowe rozwiązanie problemu z hydrauliką.
Nie miałam pojęcia, że miała o wiele większy plan – a jej metody były znacznie bardziej bezwzględne, niż mogłam sobie wyobrazić.
Tego wieczoru wróciłam do domu po długim, wyczerpującym dniu, mając nadzieję na odrobinę spokoju.
Ale gdy tylko przekroczyłam próg, wiedziałam, że coś jest nie tak.
Dom był labiryntem pudeł.
Serce mi zamarło.
Zostawiłam torbę przy drzwiach i ostrożnie przeszłam przez bałagan, podążając za śladem wzdłuż korytarza.
I tam była – moja teściowa, Jane, w pokoju gościnnym, rozpakowująca się, jakby to było najnormalniejsze na świecie.
Ubrania były porozrzucane po łóżku.
Jej charakterystyczny kwiatowy perfum unosił się w powietrzu.
A zdjęcia jej ukochanych kotów już zajmowały miejsce na stoliku nocnym.
„Jane?” zapytałam, starając się utrzymać spokojny głos.
„Co się dzieje?”
Nawet nie podnosząc wzroku, machnęła niedbale ręką.
„Och, Joe ci nie powiedział?
Był mały incydent w domu – rury pękły i wszystko zalało.
Zostanę tu, dopóki to nie zostanie naprawione.”
Zalanie?
To nie miało sensu.
Mieszkała w niedawno wyremontowanym domu z wyposażeniem najwyższej klasy.
Nie słyszałam ani słowa o żadnych problemach – aż do teraz.
Zanim zdążyłam to wszystko przemyśleć, za mną pojawił się Joe.
Wyglądał na winnego, jego oczy unikały mojego spojrzenia.
„Tak, o tym właśnie chciałem porozmawiać,” powiedział, drapiąc się po karku.
„Mama zostanie z nami na jakiś czas.
Tylko do czasu naprawienia domu.”
„I nie pomyślałeś, żeby mi o tym powiedzieć?” zapytałam ostrym tonem.
Wzruszył ramionami, jakby to nie było nic wielkiego.
„To tylko na chwilę.
Ty i mama dobrze się dogadujecie, prawda?”
Dogadujemy się?
Jeśli przez „dogadywanie się” miał na myśli niekończące się pasywno-agresywne komentarze o tym, że jesteśmy małżeństwem od sześciu lat i wciąż nie mamy dzieci, to tak, byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami.
Nałożyłam na twarz uśmiech, taki, który nosi się, gdy jest się o krok od wybuchu.
„Oczywiście.
Całkowicie to rozumiem.”
Później tej nocy, po udawaniu, że wszystko jest w porządku, wstałam, żeby napić się wody.
Przechodząc obok kuchni, usłyszałam Jane i Joe rozmawiających półgłosem.
„Nie powiedziałeś jej prawdziwego powodu, prawda?”
Głos Jane przeciął ciszę jak nóż.
Joe westchnął.
„Nie, mamo, nie powiedziałem.”
„Cóż,” warknęła Jane, „jestem tu, żeby pilnować spraw.
Sześć lat małżeństwa i brak dzieci?
Ktoś musi się dowiedzieć, co się dzieje.
Nie martw się – zajmę się tym.”
Żołądek mi się ścisnął.
To nie chodziło o rury.
Ona tu była, żeby szpiegować.
Żeby naciskać na nas w sprawie dzieci.
Żeby „zająć się” mną.
Stałam zamrożona w korytarzu, wściekła.
Na co właśnie natrafiłam?
Następnego ranka obudziłam się z planem.
Jeśli Jane chciała grać w swoją grę, ja zagram w swoją.
Ale nie zamierzałam wdawać się w wojnę na słowa.
Nie, zamierzałam ją zabić uprzejmością.
O 8 rano miałam już za sobą pierwszą fazę „Operacji: Bądź Miła.”
Całkowicie opróżniłam naszą główną sypialnię, przenosząc wszystko do pokoju gościnnego.
Każde zdjęcie, każdą sztukę odzieży, każdy ślad mnie i Joe upchnęłam w tym małym pokoju.
A potem znalazłam ulubioną kwiatową narzutę Jane w szafie na pościel i rozłożyłam ją, jakbym przygotowywała luksusowy apartament hotelowy.
Kiedy skończyłam, z satysfakcją obejrzałam swoje dzieło z progu.
Narzuta była nieskazitelna.
Zdjęcia jej kotów zdobiły komodę.
A na dodatek przygotowałam koszyk powitalny – z kulami do kąpieli, lawendowymi świecami zapachowymi i luksusowymi czekoladkami.
Kiedy Joe wrócił z pracy, wszedł i zastygł.
„Dlaczego tu jesteś?”
Zajrzał za róg.
„Gdzie są nasze rzeczy?”
„Och, wszystko przeniosłam,” powiedziałam, uśmiechając się najsłodszym uśmiechem, na jaki było mnie stać.
„Twoja mama zasługuje na główną sypialnię, nie uważasz?
To sprawiedliwe.
Ona potrzebuje przestrzeni bardziej niż my.”
Jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
„Oddałaś jej naszą sypialnię?”
„Oczywiście,” powiedziałam, z uśmiechem jeszcze szerszym.
„W końcu to rodzina.
Damy sobie radę tutaj.”
Joe stał tam z rozdziawionymi ustami, przetwarzając to, co właśnie zrobiłam.
Ale co mógł powiedzieć?
Jane była jego matką, a technicznie rzecz biorąc, nie zrobiłam nic złego.
Westchnął i odszedł bez słowa.
W ciągu następnych dni upewniłam się, że Jane była traktowana jak królowa.
Codziennie rano świeże ręczniki, małe przekąski przy łóżku i jej ukochane lawendowe świece.
Chodziła po domu, jakby była jego właścicielką, cały czas uśmiechając się do mnie, jakby wygrała.
Ale podczas gdy Jane żyła w luksusie, Joe zaczynał pękać.
Dzielona sypialnia gościnna była nie tylko niewygodna – doprowadzała go do szału, zwłaszcza z obsesją Jane na punkcie przygotowania go do ojcostwa.
Każdego ranka, bez wyjątku, Jane wręczała mu listę witamin.
„Musisz to brać, Joe,” mówiła, wciskając mu multivitaminę do ręki.
„To ważne, żeby przygotować swoje ciało na zdrowe dzieci.”
Joe przewracał oczami, ale brał pigułki, żeby uniknąć kłótni.
To nie skończyło się na tym.
„Czy naprawdę powinieneś oglądać telewizję wieczorem?” zapytała podczas kolacji.
„To niezbyt przyjazne dla dziecka.
Powinieneś czytać książki o rodzicielstwie.
Albo ćwiczyć.
I żadnych gier wideo!
Ojcostwo to poważna sprawa, Joe.”
Czwartego dnia znalazłam Joe siedzącego na skraju łóżka, wpatrującego się w stos książek o rodzicielstwie, które jego mama zamówiła dla niego.
„Chyba tracę rozum,” mruknął, trzymając w rękach książkę zatytułowaną Czego się spodziewać, kiedy się spodziewasz.
„Ona oczekuje, że to przeczytam.”
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
„No cóż, Joe,” powiedziałam, próbując powstrzymać śmiech, „przecież mówiłeś, że wszystko będzie dobrze, prawda?”
Presja była nieustanna.
Jane poszła o krok dalej.
Pewnego wieczoru wręczyła Joe wydrukowaną listę „pokarmów zwiększających płodność”: jarmuż, komosa ryżowa, grillowany łosoś—żadnych burgerów ani pizzy.
Uśmiechała się słodko, przekonana, że robi mu przysługę.
„Twoje przyszłe dzieci ci podziękują,” powiedziała z entuzjazmem.
Joe spojrzał na listę, jakby to był wyrok śmierci.
„Co? Żadnej pizzy? Nigdy więcej?”
„Dokładnie tak, kochanie,” powiedziała, poklepując go po ramieniu.
„Zaplanowałam twoje posiłki na cały tydzień.
Poczujesz się o wiele lepiej, kiedy zaczniesz zdrowo jeść.”
Tego wieczoru, podczas kolacji, siedzieliśmy przy stole, dławiąc się suchym łososiem i bezsmakowym jarmużem, podczas gdy Jane obserwowała Joe jak sokół.
„Joe,” zaczęła, „czy wziąłeś dziś rano swoje witaminy?”
Wbił widelec w jarmuż, wyraźnie zirytowany.
„Tak, mamo.
Wziąłem je.”
„A co z siłownią?
Znalazłeś na nią czas?
Trochę przytyłeś.
Ważne jest, żeby być w formie, jeśli chcesz być dobrym ojcem.”
Kopnęłam Joe pod stołem, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Jego mina była mieszanką frustracji i desperacji.
Po tylu dniach zaczynał pękać.
Tej nocy, kiedy Jane już spała, Joe zwrócił się do mnie, masując skronie.
„Nie wytrzymam tego dłużej, Tiana.
Pokój gościnny, witaminy, rozmowy o dzieciach… Wariuję.”
Przygryzłam wargę, próbując powstrzymać uśmiech.
„Musisz przyznać,” powiedziałam, pozwalając sobie na odrobinę rozbawienia, „że to trochę zabawne.”
Jego oczy zwęziły się.
„To nie jest zabawne.”
Wydałam z siebie cichy śmiech.
„Dobra, dobra, trochę zabawne.”
Joe jęknął i opadł na łóżko.
„Zarezerwowałem jej pokój w hotelu na końcu ulicy.
Nie wytrzymam ani dnia dłużej.”
Następnego ranka przekazał jej wiadomość podczas śniadania.
„Mamo, zarezerwowałem dla ciebie ładny hotel w pobliżu, dopóki twój dom nie zostanie naprawiony.
Będzie ci tam o wiele wygodniej.”
Mrugnęła, zaskoczona.
„Ale tutaj mi niczego nie brakuje!
A poza tym, czy to nie czas, żebyście na poważnie pomyśleli o wnukach dla mnie?”
Szczęka Joe zacisnęła się.
„Mamo, zdecydujemy o tym, kiedy będziemy gotowi.
Na razie hotel będzie najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich.”
Jane patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, zanim niechętnie skinęła głową.
„Cóż… jeśli nalegasz.”
Do końca dnia Jane już nie było.
Dom znowu był nasz.
Kiedy drzwi zamknęły się za nią, Joe opadł na kanapę z westchnieniem ulgi.
„W końcu.”
Uśmiechnęłam się, siadając obok niego.
„Więc… jarmuż na kolację?”
Jęknął.
„Nigdy więcej.”