Moja siostra, Emma, zawsze była osobą, która rzucała się w życie na głęboką wodę i dopiero później martwiła się logistyką.
Więc kiedy zadzwoniła do mnie z Włoch, opowiadając o makaronach, brukowanych uliczkach i jakimś uroczym przewodniku turystycznym o imieniu Marco, nie byłam zaskoczona.
Co mnie jednak zaskoczyło, to znalezienie jej paszportu na moim stoliku kawowym następnego ranka.
Opiekowałam się jej domem, podczas gdy ona była na wakacjach, podlewając rośliny i próbując utrzymać przy życiu jej wiecznie głodnego kota, Mochiego.
Zauważyłam paszport, gdy porządkowałam stertę jej poczty.
Na początku pomyślałam, że to stary, przeterminowany paszport.
Ale kiedy go otworzyłam, moje serce na moment stanęło.
To był jej obecny paszport, z ważnymi wizami.
„Jak ona jest we Włoszech bez tego?” mruknęłam, trzymając go, jakby był tykającą bombą.
Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do niej, w połowie spodziewając się jej poczty głosowej.
Ku mojemu zaskoczeniu, odebrała przy pierwszym sygnale, brzmiąc wesoło i beztrosko.
„Ciao, bella!” krzyknęła.
„Zgadnij co? Spróbowałam gelato na śniadanie i wcale się tego nie wstydzę.”
„Emma,” przerwałam, mówiąc ostro.
„Jak to możliwe, że jesteś we Włoszech, skoro twój paszport leży w moich rękach?”
Z drugiej strony panowała chwila ciszy, po której rozległ się nerwowy śmiech.
„Co? To niemożliwe. Mam mój paszport przy sobie.”
„Naprawdę?” powiedziałam, unosząc brew, chociaż nie mogła mnie zobaczyć.
„Bo ja teraz patrzę na niego, na twoim stoliku kawowym, obok tej absurdalnej rzeźby kota, którą kupiłaś na targach sztuki.”
Jej śmiech zamarł.
„Nie, Mia, musisz się pomylić. Może zostawiłam stary paszport.”
Przewróciłam na ostatnią stronę i na głos przeczytałam datę wydania.
„Ten został wydany w zeszłym roku. Chcesz to wyjaśnić?”
Znów zapadła cisza, tym razem dłuższa.
W końcu westchnęła.
„Dobra, nie denerwuj się, ale… nie dokładnie poleciałam do Włoch.”
Mrugnęłam, zdezorientowana.
„Co masz na myśli, mówiąc, że nie poleciałaś?
Jesteś we Włoszech.”
„Cóż,” zaczęła niepewnie, „nie jestem dokładnie we Włoszech. Jestem, wiesz… w północnej części Nowego Jorku.”
„Co?!” prawie krzyknęłam, przerażając Mochiego, który syknął na mnie, zanim wskoczył na kanapę.
„To nie jest tak złe, jak brzmi!” pośpieszyła się wyjaśnić Emma.
„Planowałam tę podróż do Włoch, ale kiedy nadszedł czas, zdałam sobie sprawę, że mnie na to nie stać. Bilety były szalenie drogie, a ja miałam zaległości z rachunkami, więc po prostu… nie dałam rady.”
„Czyli skłamałaś?” zapytałam, niedowierzając.
„Nie chciałam zawieść wszystkich!” broniła się.
„Mama ciągle powtarzała, jak jest ze mnie dumna, że podążam za swoimi marzeniami. A ty—opowiadałaś wszystkim, jak bardzo zazdrościsz mojej podróży. Nie chciałam przyznać, że nie udało mi się jej zrealizować.”
Usiadłam, trzymając w rękach jej paszport.
„Więc udajesz, że jesteś we Włoszech, a tak naprawdę… gdzie? W pensjonacie?”
„W uroczej kwaterze Airbnb,” poprawiła mnie.
„Ma mały dziedziniec, a w pobliżu jest naprawdę dobra włoska restauracja. Robię tam zdjęcia i wrzucam je do sieci. Wygląda na autentyczne, prawda?”
Jęknęłam, masując skronie.
„Emma, słyszysz, jak to jest absurdalne? Udajesz własne życie!”
Zaśmiała się słabo.
„Wiem, wiem. Ale wiesz, trochę działa, prawda? Wszyscy myślą, że mam najlepszy czas w życiu.”
„A co się stanie, gdy ludzie zaczną prosić o szczegóły? Co jeśli ktoś postanowi odwiedzić cię we Włoszech?”
„Myślałam o tym,” powiedziała, trochę za szybko.
„Będę tu tylko przez tydzień. Potem ‘wrócę’ i nikt nigdy się nie dowie.”
Pokręciłam głową, czując frustrację wymieszaną z rozbawieniem.
Taka już jest Emma.
Potrafiła z każdej niemal katastrofy zrobić przedstawienie.
„A co powiesz mamie?” zapytałam.
„Nic,” odpowiedziała pewnie.
„Pokażę jej zdjęcia i przywiozę trochę oliwy z tej eleganckiej włoskiej delikatesy blisko mojego Airbnb. Ona się nie zorientuje.”
„Niewiarygodne,” mruknęłam.
„Hej, przynajmniej nie proszę cię, żebyś mnie przykryła!” powiedziała, starając się brzmieć radośnie.
„Jeszcze,” odparłam.
Rozłączyłyśmy się niedługo potem, a przez następny tydzień obserwowałam z niedowierzaniem, jak fikcyjna włoska przygoda Emmy rozwija się w mediach społecznościowych.
Publikowała selfie przed malowanymi muralami, które podejrzanie przypominały te w okolicy jej Airbnb.
Oznaczała miejsca takie jak „Trattoria da Marco” (włoska restauracja, o której wspomniała), zachwalając wino i „autentyczny” makaron.
Jej podpisy były pełne kliścze: *La dolce vita! Kiedy w Rzymie (lub Sienie)!*
Za każdym razem przewracałam oczami przy jej poście, ale nie potrafiłam się zmusić, żeby ją ujawnić.
To była w końcu Emma.
Zawsze żyła, jakby życie było sceną, a to było po prostu jej najnowszym występem.
***
Tydzień później „wróciła” z Włoch, wchodząc na rodzinny obiad u mamy z torbą pełną włoskich pamiątek.
Rozdawała butelki oliwy z oliwek, słoiki sosu marinara i tabliczki czekolady, ciesząc się podziwem wszystkich.
„Wyglądasz na taką odświeżoną!” powiedziała mama, uśmiechając się szeroko.
„Ten włoski klimat musiał zrobić z tobą cuda.”
„Naprawdę tak,” odpowiedziała Emma, nie tracąc rytmu.
„Czuję się jak nowa osoba.”
Starałam się zachować powagę, ale gdy Emma złapała mój wzrok, puściła mi oko.
Po obiedzie, gdy zostałyśmy same w kuchni, nie mogłam się powstrzymać.
„Więc, czy Marco, ten przewodnik turystyczny, pomógł ci przenieść wszystkie te ‘autentyczne włoskie’ rzeczy z północnego Nowego Jorku?”
Uśmiechnęła się, nie czując wyrzutów sumienia.
„Marco przesyła pozdrowienia. A tak przy okazji, musisz spróbować tiramisu w tej włoskiej delikatesie – jest boskie.”
Przewróciłam oczami, ale nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Tylko Emma mogła zorganizować fałszywe wakacje i sprawić, że wydają się one przygodą wartą zazdrości.
Przynajmniej teraz wiem, żeby dokładniej sprawdzać jej „historie” następnym razem, kiedy będzie mówić, że leci gdzieś egzotycznego.
Bo jeśli jest coś, czego nauczyłam się przez te lata, to że z Emmą nic nigdy nie jest tym, czym się wydaje.