Było sobotnie, słoneczne popołudnie, gdy moja teściowa, Margaret, przyszła z jedną ze swoich częstych wizyt.
Zawsze wiedziałam, że te wizyty nigdy nie były tylko po to, by „nadrobić zaległości.”
Margaret miała tendencję do zamieniania wszystkiego w lekcję na temat tego, jak mogłabym robić coś lepiej, jak moje wybory nie były wystarczająco dobre lub jak istnieją „lepsze sposoby” na radzenie sobie z życiem.
Dzisiaj nie było inaczej.
Kiedy przygotowywałam obiad, weszła do kuchni jakby od niechcenia, rozglądając się wokół, jak to miała w zwyczaju, jakby szukała jakiejś niedoskonałości.
„Naprawdę powinnaś poświęcać więcej czasu swojemu wyglądowi,” powiedziała nagle, jej głos spokojny, ale z wyraźną nutą oceny.
„Masz ładne ciało, ale powinnaś bardziej o nie dbać. W końcu chodzi o to, jak się prezentujesz.”
Zamarłam.
Nie byłam zaskoczona; Margaret miała w zwyczaju udzielać nieproszonych rad w taki sposób, by brzmiało to jak troska, ale zawsze czułam, że bardziej mnie krytykuje niż pomaga.
Wcześniej komentowała już moje włosy, ubrania, a nawet wystrój domu, zawsze z tym subtelnym tonem dezaprobaty.
Ale to… to było coś innego.
„Przepraszam?” zapytałam w końcu, nie mogąc ukryć zaskoczenia w głosie.
Odwróciłam się, starając się zachować spokój, chociaż jej słowa już mnie zabolały.
„Co masz na myśli?”
Margaret wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od miski z zupą, którą właśnie mieszałam.
„To tylko prosta uwaga. Powinnaś bardziej dbać o swój wygląd.
Ludzie zwracają na to uwagę, zwłaszcza kiedy jesteś w towarzystwie innych.
Musisz zawsze dobrze się prezentować, szczególnie dla swojego męża. To ważne, żeby był z ciebie dumny.”
Poczułam, jak krew uderza mi do głowy, ale wzięłam głęboki oddech, starając się zachować opanowanie.
To nie był pierwszy raz, kiedy mówiła coś takiego.
Nauczyłam się ignorować większość jej pasywno-agresywnych uwag, ale tym razem nie mogłam tego tak po prostu zostawić.
Jedna rzecz to krytyka mojego wyglądu, ale sugerowanie, że nie robię wystarczająco dużo dla mojego męża, to już zupełnie inna sprawa.
„Mój mąż?” powtórzyłam, choć nie było to pytanie.
„Co dokładnie próbujesz zasugerować?”
Margaret w końcu na mnie spojrzała, zatrzymując wzrok na mojej twarzy.
„Cóż, trochę się zaniedbałaś od ślubu. Nie jesteś już taka jak wtedy, gdy się spotykaliście.
A to może mieć wpływ na wasz związek, wiesz?”
Stałam w miejscu, patrząc na nią, a w mojej głowie roiło się od myśli.
Bezczelność.
Mój związek z Alexem był silny.
Komunikowaliśmy się, wspieraliśmy się i tak, oboje się zmieniliśmy od czasu ślubu, ale były to zmiany, które miały znaczenie – emocjonalnie, mentalnie.
Margaret zdawała się wierzyć, że sukces małżeństwa opiera się na powierzchownych rzeczach, a ja nigdy się z tym nie zgadzałam.
„Margaret,” powiedziałam, starając się zachować spokojny, ale stanowczy ton.
„Doceniam, że chcesz mi dawać rady, ale to nie jest taki rodzaj związku, jaki mam z moim mężem.
Alex i ja kochamy się za to, kim jesteśmy, a nie za mój wygląd czy czas, jaki poświęcam na dbanie o siebie.
Jesteśmy partnerami, a nie modelami.”
Zobaczyłam, jak jej twarz lekko się spina, a w ciszy, która zapadła, dostrzegłam jej zdziwienie.
Wiedziałam, że Margaret nie była przyzwyczajona do tego, by ktoś się jej sprzeciwiał.
Zwykle oczekiwała, że jej opinie zostaną przyjęte jako prawda absolutna, zwłaszcza w sprawach relacji i ról kobiet.
Otworzyła usta, prawdopodobnie chcąc dodać kolejną „mądrą radę,” ale nie skończyłam jeszcze mówić.
„Wiele razy mówiłaś mi, co powinnam robić inaczej,” kontynuowałam, „ale ja jestem szczęśliwa taka, jaka jestem.
Nie muszę się zmieniać dla nikogo, a już na pewno nie dla ciebie.
Jeśli Alex kiedykolwiek uznałby, że muszę wyglądać w określony sposób, by zasługiwać na jego miłość, to byłby problem.
Ale prawda jest taka, że oboje cenimy to, co mamy w środku.
I to jest najważniejsze.”
Przez chwilę nie powiedziała nic.
Jej zwykle wyniosła mina zniknęła, zastąpiona czymś, czego nie potrafiłam odczytać – zaskoczeniem, może nawet odrobiną wstydu.
Nie byłam pewna, ale sprawiło to, że poczułam się silniejsza.
W końcu powiedziałam to, co od dawna chciałam powiedzieć, bez wycofywania się.
Odwróciłam się z powrotem do zupy, jakby rozmowa dobiegła końca.
I po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, że odzyskałam kontrolę.
Margaret pewnie oczekiwała, że przeproszę za swoją reakcję, że się usprawiedliwię albo wyjaśnię, ale nic z tych rzeczy jej nie byłam winna.
Miałam dość prób dostosowywania się do jej oczekiwań.
„Myślę, że na tym kończymy,” powiedziałam, starając się brzmieć lekko.
„Jeśli nadal jesteś głodna, za chwilę podam obiad.”
Zapadła niezręczna cisza, zanim Margaret w końcu odpowiedziała, ale nie tak, jak się spodziewałam.
Nie zaprzeczyła, nie wygłosiła kolejnej przemowy.
Zamiast tego skinęła głową, podeszła do stołu i usiadła.
Tamtego dnia obiad odbył się w ciszy.
Zauważyłam, że czasem na mnie spoglądała, ale nie powiedziała już nic na temat mojego wyglądu czy małżeństwa.
Jakby ta rozmowa nigdy się nie odbyła.
Chyba po raz pierwszy udało mi się postawić ją na swoim miejscu.
Podczas jedzenia uświadomiłam sobie coś ważnego.
Tak długo próbowałam zadowolić Margaret, spełniać jej oczekiwania.
Ale w tamtej chwili wiedziałam, że nie potrzebuję jej aprobaty.
Nie potrzebuję aprobaty nikogo, poza swoją – i może Alexa.
Kiedy obiad się skończył, Margaret wstała, sięgnęła po swoją torebkę i ruszyła do wyjścia.
Ale tuż przed drzwiami postanowiłam dać jej odpowiedź, której naprawdę się nie spodziewała.
„Wiesz co, Margaret?” powiedziałam spokojnym, ale pewnym tonem.
„Przez lata gryzłam się w język, uśmiechałam się i pozwalałam ci mówić mi, jak być lepszą żoną, lepszą kobietą.
Ale powiem ci jedno – twoja definicja dobrej żony jest przestarzała i smutna.
Jeśli naprawdę uważasz, że moje małżeństwo zależy od mojego wyglądu, to może tłumaczy, dlaczego twoje własne było katastrofą.”