Przez lata moje związki nie trwały dłużej niż trzy miesiące, aż pewnej nocy znalazłam moje zdjęcie w Internecie – Historia dnia

LUDZIE

Rachel myślała, że jej największym problemem jest kolejny rozstanie – aż znalazła profil randkowy z jej twarzą, jej imieniem i słowami, których nigdy nie napisała.

Nagle pytanie nie brzmiało już „Dlaczego oni zawsze odchodzą?” – ale „Kto udaje, że to ja przez cały czas?”

Kawiarnia pachniała przypalonym espresso i cynamonowymi ciastkami.

W tle grała delikatna muzyka – coś jazzowego i wolnego – ale nie mogła zagłuszyć tykającego zegara nad ladą.

Każda sekunda rozciągała się jak karmel.

Moje palce zacisnęły się mocniej wokół ciepłej filiżanki kawy przed mną.

Para już dawno zniknęła, ale nie wzięłam łyka.

Nie byłam spragniona.

Czekałam.

Wciąż patrzyłam na drzwi, potem na zegar, potem na mój telefon.

Czytałam jego wiadomość po raz piąty, jakby może tym razem powiedziałaby coś innego:

„Możemy się spotkać dzisiaj wieczorem? Muszę porozmawiać. Na serio.”

To jedno słowo – „na serio” – osiadło mi w żołądku jak kamień.

Wiedziałam, co to oznacza.

Przeszłam przez to zbyt wiele razy, by udawać, że to coś innego.

Wtedy dzwonek nad drzwiami kawiarni zadzwonił i spojrzałam w górę.

Ethan.

Zatrzymał się w wejściu, rozglądając się po pokoju, jakby nie był pewny, czy w ogóle się pojawię.

Jego oczy spotkały moje, a na chwilę zamarł.

Potem ruszył w moją stronę, jego kroki były powolne, prawie niepewne.

Nie uśmiechnął się.

Nawet nie powiedział mojego imienia.

„Cześć,” wymamrotał, siadając na krześle naprzeciwko mnie.

Nie zdjął płaszcza.

Jego wzrok błądził wszędzie, tylko nie na mojej twarzy.

„Jak minął twój dzień?”

Z trudem wymusiłam uprzedzony uśmiech, mimo że moje serce było ściśnięte.

„W porządku. Byłam bardziej ciekawa, o czym ma być ta poważna rozmowa.”

Zaczął się wiercić na krześle, bawiąc się brzegiem stołu.

„Tak… Słuchaj, Rachel, minęły prawie dwa miesiące, a sprawy zaczynają stawać się poważne i myślę, że…”

„Kończysz ze mną,” powiedziałam, przerywając mu, zanim skończył.

Mrugnął, zaskoczony.

„Wow. To było szybkie.”

Spojrzałam na moje dłonie.

Drżały.

Znowu owinęłam je wokół filiżanki, starając się uspokoić.

„Nie masz pojęcia, ile razy prowadziłam już tę rozmowę,” wyszeptałam, głównie do siebie.

„Co jest tym razem? Co ze mną nie tak?”

„To nie ty,” zaczął, jego głos był cichy i niezręczny.

Wstałam, delikatnie popychając krzesło do tyłu.

„Nie róbmy tego. Po prostu… nie.”

Nie chciałam słuchać reszty.

Znałam już ten scenariusz.

Kiedy wychodziłam, nie obejrzałam się.

Nie chciałam widzieć jego twarzy ani nietkniętej kawy przed nim.

Nie chciałam czuć ponownej straty nadziei.

Kolejne pożegnanie.

Kolejny cichy koniec.

Pół godziny później, siedziałam zwinięta na kanapie Abby, kolana przyciągnięte do piersi, twarz ukryta w miękkiej poduszce, która pachniała jej lawendowym proszkiem do prania.

Moje łzy wchłonęły się w materiał, ale nie miało to znaczenia.

Wszystko we mnie czuło się jakby znowu pękało, jak jakaś mała szczelina, która nigdy nie zagoiła się prawidłowo, teraz pękała na nowo.

„Po prostu tego nie rozumiem,” udało mi się powiedzieć przez szloch, mój głos stłumiony.

„Pięć związków w dwa lata. Wszystkie zaczynają się świetnie, a potem – bach! Znikają. Jakbym ich przestraszyła.”

Abby usiadła obok mnie, jej dłoń delikatnie pocierała okręgi na moich plecach.

„Mężczyźni… Rachel. Kłamią. Zdradzają. A kiedy nie potrafią poradzić sobie z kimś mądrym i miłym jak ty, uciekają.”

Wzruszyłam nosem i odwróciłam twarz w jej stronę.

Światło lampy nadawało jej rysom miękkości, prawie anielskiej, jak cichy głos w środku burzy.

Chciałam jej uwierzyć.

Naprawdę chciałam.

„Nie wiem,” wyszeptałam.

„Zawsze to samo. Odsuwają się bez powodu. Wszyscy mówią, że nie są gotowi. Jakby wszyscy czytali ten sam smutny scenariusz.”

„Może po prostu są śmieciami,” powiedziała Abby prosto, jej głos stanowczy.

„Zasługujesz na coś lepszego.”

Zmęczona skinęłam głową, ale coś głęboko w mojej piersi nadal bolało, jak drzazga, której nie mogłam sięgnąć.

Jej słowa były słodkie, pełne ciepła – ale nie rozwiązywały pytania szumiącego w mojej głowie.

A co jeśli to nie oni?

A co jeśli to ja?

Tego wieczoru, leżałam na skraju mojego łóżka, nogi zwisające, paznokieć palca u ręki przegryziony do krwi, wpatrując się w podłogę.

Mieszkanie było ciche, poza szumem lodówki.

Nie mogłam zasnąć.

Moje myśli nie przestawały.

Chwyciłam laptopa, licząc, że może zobaczenie siebie oczami innych mi pomoże.

Otworzyłam Instagram.

Potem Facebook.

Nawet mój stary Tumblr, zakurzony i pełen cytatów z moich lat na studiach.

Wszystko wyglądało normalnie.

Te same zdjęcia, te same żarty, te same wspomnienia.

Potem wpisałam swoje imię w Google, prawie odruchowo.

Wtedy to znalazłam.

Profil randkowy.

Z moim imieniem.

Moim zdjęciem.

Ale to nie było moje.

Kliknęłam na niego, serce waliło mi w piersi.

Moje zdjęcie.

Inne.

Nawet jedno z mojego akademika.

Niektóre, których nigdy nie opublikowałam nigdzie.

Fałszywa biografia patrzyła na mnie, okrutna i ostra:

„Zmieniam mężczyzn jak rękawiczki. Są na tyle głupi, że tego nie zauważają.”

Mój żołądek opadł.

Nie mogłam złapać oddechu.

Kto by to zrobił?

Natychmiast wysłałam wiadomość do Abby.

Odpisała natychmiast: „Co do cholery!? Kto mógł to zrobić??”

Wtedy mnie trafiło.

Jak policzek w ciemności.

Trzy lata temu.

To wtedy się zaczęło.

Trzy lata temu… Colin.

Colin.

Zaledwie myśl o jego imieniu sprawiała, że skóra mi drżała.

Mój chłopak z czasów studiów.

Trwaliśmy dłużej niż ktokolwiek, z kim kiedykolwiek byłam.

Lata.

Śmialiśmy się podczas nocnych sesji naukowych, trzymaliśmy się za ręce między zajęciami, szeptaliśmy plany na przyszłość.

Ale gdzieś po drodze zaczęliśmy pragnąć różnych rzeczy.

Przynajmniej tak mówiła Abby.

Jeśli uważała, że nie pasujemy do siebie, wierzę jej.

Chciałam się rozwijać.

On chciał, żeby wszystko pozostało takie same.

Więc odeszłam.

A on tego nie przyjął dobrze.

„To Colin,” napisałam do Abby.

Moje palce drżały, gdy pisałam.

„To musi być on. Idę tam.”

Odpowiedź przyszła szybko: „Rachel, nie. To zły pomysł!”

Ale było już za późno.

Mój samochód jakby jechał sam.

Wciąż pamiętałam jego ulicę, jego budynek, numer mieszkania, który palił mi się w pamięci.

Zatrzymałam się, nie myśląc, zamknęłam drzwi mocniej, niż chciałam, i wspięłam się po schodach, dwa stopnie na raz.

Kiedy dotarłam do jego drzwi, zatrzymałam się na chwilę, serce łomotało mi w uszach.

Mała część mnie miała nadzieję, że się przeprowadził, że ktoś inny otworzy drzwi.

Zatrzymałam się i zapukałam do drzwi.

Drzwi skrzypnęły i otworzyły się.

I tam był.

Colin wyglądał na starszego.

Na jego czole pojawiły się zmarszczki, a pod oczami były cienie.

Ale to wciąż był on.

To samo krzywe uśmiechnięte wargi, te same delikatne oczy.

„Rachel?” powiedział, mrugając z zaskoczeniem.

„Co ty—?”

Nie pozwoliłam mu dokończyć.

Podniosłam telefon, drżący ze złości.

„To ty to zrobiłeś, prawda?”

Jego brwi się zmarszczyły.

„Co to jest?”

„Nie kłam mi!” Moje słowa zadrżały.

„Ten obrzydliwy profil! Zrujnowałeś moje życie!”

Cofnął się, spoglądając na ekran.

„Nigdy tego nie widziałem, Rachel. Przysięgam.”

Przycisnęłam telefon bliżej jego twarzy.

„Chciałeś mnie ukarać.

Za to, że cię zostawiłam.

Przyznaj się.”

Jego wyraz twarzy złagodniał, a głos stłumiał.

„Rachel, uspokój się.

Proszę.

Pozwól, że ci pomogę.

Jeśli to jest fałszywe, możemy sprawdzić adres IP.

To pokaże, gdzie zostało to stworzone.”

Mrugnęłam.

„Co?”

„Zawsze zostaje ślad,” powiedział.

„Ten, kto to zrobił, zostawił odcisk w Internecie.”

Zawahałam się.

Nie chciałam mu ufać—ale nie miałam już nic innego.

„Dobrze.”

Poprowadził mnie do jego starego biurka.

Tego samego, przy którym uczyłam się, kiedy byliśmy razem.

Otworzył laptopa, szybko pisał, klikając przez ekrany, których nie rozumiałam.

W końcu zatrzymał się.

„Tutaj,” powiedział, obracając ekran w moją stronę.

Adres IP.

Nie znałam tych liczb.

Ale potem pokazał mi powiązaną lokalizację.

Patrzyłam.

To była Abby.

Zadzwonił dzwonek do drzwi.

Oboje skoczyliśmy lekko. Dźwięk przeszył pokój jak nóż.

Spojrzeliśmy na siebie, oczy szeroko otwarte, w milczeniu.

Potem znów spojrzeliśmy na drzwi.

Moje serce przyspieszyło, waliło mi w piersi.

Ruszyłam powoli, ostrożnie, i otworzyłam je na kilka cali.

Abby stała tam.

Miała na sobie swoją ulubioną dżinsową kurtkę, tę z małym podarciem na rękawie.

Jej włosy były lekko potargane, a oczy nie mogły się uspokoić.

Wzrok jej błądził, przeskakując od mnie do Colina stojącego w tle.

„Przyszłam po ciebie,” powiedziała, wargi wykrzywione w wąski uśmiech, który nie sięgał jej oczu.

„Nie powinnaś tu być z nim.”

Spojrzałam na nią przez chwilę, a potem ustąpiłam.

„Wejdź, Abby.”

Szła powoli, ostrożnie, jakby stąpała po zamarzniętym jeziorze.

Jej oczy szybko skanowały pokój—ściany, podłogę, Colina—potem wróciły do mnie.

Coś w niej było nerwowe, dziwne.

Obróciłam się do niej, trzymając ręce w pięści.

„Fałszywy profil…” Moje słowa trzęsły się.

„Został stworzony z twojego adresu.”

Ona zamarła, szybko mrugając.

„Co? To absurd.”

Spojrzała na Colina, jej głos wzrósł.

„On kłamie—on próbuje cię oszukać!”

Wybuchłam.

„Colin nie wie, jak używać połowy tych aplikacji.

Ledwo sprawdza e-maile.

To ty.

Zrujnowałaś każdy mój związek.”

Jej usta otworzyły się, jakby chciała zaprotestować, ale potem po prostu zawisły.

Jej wargi drżały.

Wyglądała jak balon, który traci powietrze.

„Oni nie byli dla ciebie odpowiedni,” powiedziała cicho.

Czułam, jak te słowa wbijają się w mnie, ostre i zimne.

„Co?”

„Zasługujesz na kogoś, kto naprawdę cię widzi,” szepnęła Abby.

„Kogoś, jak—jak ja.”

Moje serce zatrzymało się.

Zrobiłam krok do tyłu, potrząsając głową.

„Abby… ty jesteś zakochana we mnie?”

Łzy spłynęły jej po policzkach.

Jej głos złamał się.

„Nie chciałam cię zranić.

Po prostu chciałam, żebyś przestała gonić za mężczyznami, którzy nigdy nie zostaną.

Myślałam… że jeśli ich nie będzie, zobaczysz mnie.”

Moje słowa opadły do szeptu.

„To… to nie jest miłość.

To kontrola.

Zabrałaś mi wszystko.”

Abby płakała głośniej, zakrywając usta rękami.

„Zobaczysz!

Pewnego dnia zrozumiesz, że miałam rację!”

Spojrzałam na nią, serce rozdzierane między smutkiem a gniewem.

„Wychodź.”

Nie ruszyła się.

„Teraz.”

Wciąż płacząc, powoli się odwróciła, poszła w stronę drzwi—i zamknęłam je za nią cichym kliknięciem, które brzmiało głośniej niż cokolwiek w tym pokoju.

Oparłam się na kanapie Colina, moje nogi nie wytrzymały i opadły, jakby w końcu miały dość.

Moje ciało drżało, a mój umysł nadal wiruje.

„Ona była moją najlepszą przyjaciółką,” powiedziałam, mój głos ledwo bardziej niż szept.

Słowa brzmiały ciężko, jakbym żegnała się z czymś większym niż ona.

Colin usiadł obok mnie bez słowa.

Nie zadawał pytań.

Nie próbował nic naprawiać.

Po chwili jego ramię delikatnie spoczęło na moich ramionach.

Nie odepchnęłam się.

Opadłam w jego stronę, pozwalając poczuć stały rytm jego serca, ciepło jego ciała obok mojego.

Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo czułam się zimno, aż do tego momentu.

„Przepraszam,” szepnął, jego głos był cichy i miękki.

Obróciłam głowę, by spojrzeć na niego.

„Uwierzysz we mnie.

Kiedy nikt inny by nie uwierzył.”

Skinął głową.

„Oczywiście.”

Nie mówiliśmy przez długi czas.

Milczenie między nami nie było niezręczne—było pocieszające, jak ten rodzaj milczenia, który dzielą tylko dwie osoby, które przeszły przez piekło.

Nie wiedziałam, co to wszystko oznacza.

Może nic z tego nie wyjdzie.

Może Colin i ja to po prostu dwoje złamanych ludzi, siedzących w ciszy, próbujących złapać oddech.

Ale może… po prostu może… wciąż było coś między nami, co nie umarło.

Za oknem niebo świeciło złocistym, łagodnym blaskiem.

Światło dotykało wszystkiego delikatnie.

I po raz pierwszy od lat poczułam coś, co myślałam, że straciłam.

Nadzieję.

Opowiedz nam, co myślisz o tej historii i podziel się nią ze swoimi przyjaciółmi.

Może ich zainspiruje i rozjaśni ich dzień.

Bewerten Sie den Artikel
Mit Freunden teilen