Ponieważ mój syn i jego żona myśleli, że śpię, rozmawiali swobodnie, a ja nie mogłam nie usłyszeć ich rozmowy.
To, co mówili, bardzo mnie zraniło i sprawiło, że poczułam się ciężarem dla mojej rodziny.
Postanowiłam ich nie konfrontować, bo wiedziałam, że to nie zmieni ich stosunku do mnie.
Wkrótce skończę siedemdziesiąt pięć lat, a mój mąż zmarł dwanaście lat temu.
Kiedy mój syn się ożenił i oboje wprowadzili się do mnie, nadal czułam się panią we własnym domu.
Jednak wraz z wiekiem moje myśli i potrzeby przestały się liczyć.
Zaczęłam czuć się jak najemca we własnym domu.
Po usłyszeniu ich obraźliwych słów uświadomiłam sobie, że dobrze, iż mój mąż nie żyje, żeby ich usłyszeć.
Postanowiłam nauczyć ich szacunku wobec mnie, niezależnie od mojego wieku.
Może oni uważają to miejsce za „swój dom”, ale to wciąż moja własność i nie pozwolę, by traktowali mnie z brakiem szacunku.
Kiedy wyszli do pracy, zebrałam wszystkie ich rzeczy i wyniosłam je na klatkę schodową.
Z pomocą sąsiada zmieniłam zamek i powiedziałam im, że nie będą mogli wejść, dopóki nie okażą mi należnego szacunku.
Ich reakcja wcale nie była przyjemna.
Krzyczeli i grozili, że mnie zamkną w psychiatryku albo zadzwonią na policję.
Ale ja pozostałam stanowcza i odmówiłam ustępstw.
Powiedziałam im nawet, że jestem gotowa sprzedać mieszkanie albo przepisać je komuś innemu w testamencie.
Mimo ich krzyków i gróźb siedziałam spokojnie, oglądając telewizję, wiedząc, że tak naprawdę nie rozumieją, jak bardzo mnie zraniły.
Minął mniej więcej tydzień, zanim znów udało nam się porozmawiać.
Mój syn zadzwonił i przeprosił.
Przyjęłam jego przeprosiny.
Ustaliliśmy, że będą mieszkać osobno, bo ja nadal jestem właścicielką mieszkania i nie chcę być niepokojona.
Może kiedyś odziedziczą mój majątek, ale do tego czasu zasługuję na ich szacunek i troskę.
Jeśli podobała Ci się ta historia, nie zapomnij podzielić się nią ze swoimi znajomymi!
Razem możemy przekazywać dalej emocje i inspirację.