Ostatni raz, gdy nosiłem garnitur, był na studniówce, a teraz miałem znów powód, by się elegancko ubrać — żeniłem się.
Było dziwnie patrzeć na siebie w ten sposób.
Już nadszedł czas, by iść do Urzędu Stanu Cywilnego, a mama zaczęła mnie poganiać.
Byłem trochę zdenerwowany.
Wtedy wszedł tata i powiedział, że wszyscy goście już przyszli.
Moja narzeczona, Valentina, nie była z naszego miasta i nikt z jej strony nie miał przyjść.
Ustaliliśmy, że przyjdzie prosto do Urzędu.
Ja i moi goście dotarliśmy pierwsi.
Trochę poczekaliśmy, ale panna młoda dalej się nie pojawiała.
Nasza kolej już minęła, a Valentina nie odbierała telefonu – potem całkowicie go wyłączyła.
Co mogło się stać?
Nawet goście zaczęli się niepokoić.
Sytuacja była dziwna.
Wyszedłem na schody przy wejściu do Urzędu Stanu Cywilnego, myśląc, że może stamtąd zobaczę ją łatwiej.
I wtedy zobaczyłem inną pannę młodą stojącą tam, patrzącą w dal i gorzko płaczącą.
Zlitowałem się nad nią i zapytałem, co się stało.
Dziewczyna miała na imię Aleksandra i przeżywała dokładnie to samo co ja — jej narzeczony zniknął.
Wtedy uświadomiłem sobie, że może moja sytuacja nie jest aż tak zła i próbowałem ją pocieszyć.
Zaczęliśmy rozmawiać, poznawać się… a nasze połówki wciąż się nie pojawiały.
I wtedy wypowiedziałem zdanie, które miało zmienić nasze życie:
— A może weźmiemy ślub my dwoje, przynajmniej uratujemy twarz przed gośćmi?
Przecież i tak nikt nie widział mojej narzeczonej.
Aleksandra odpowiedziała:
No dawaj, co to za różnica?
I tak nikt nie widział mojego.
I wtedy zacząłem wierzyć w przeznaczenie, zwłaszcza gdy dowiedziałem się, że mieliśmy zarezerwowaną tę samą restaurację na przyjęcie.
Musieliśmy wszystko wyjaśnić rodzicom, bo tylko oni wiedzieli, że Aleksandra nie jest moją prawdziwą panną młodą.
Było zabawnie patrzeć, jak się poznają.
Bałem się, co będzie dalej między mną a moją nową żoną.
Może to był pierwszy i ostatni dzień naszego życia jako pary… albo nie.
Ale wszystko poszło świetnie, wesele było wesołe i pełne energii, przeżyliśmy wiele pięknych emocji.
U Aleksandry też goście byli tylko z jej strony — jej narzeczony też był z innego miasta.
Dopiero dzięki temu, że nasi nie pojawili się na własnym ślubie, my się poznaliśmy.
Teraz jesteśmy małżeństwem od pięciu lat, mamy dwie córeczki i psa.
Nasi rodzice zaprzyjaźnili się tak bardzo, że spędzają razem cały wolny czas — jeżdżą na wycieczki, wychodzą na łono natury i nigdy nie zapominają, jak się poznaliśmy.
Zawsze się śmiejemy z naszej historii.
Rodzice Aleksandry mają duży dom pod miastem, z altanką, rzeką i lasem w pobliżu — to nasze ulubione miejsce na rodzinny relaks.
Gdy nasze córki poszły do szkoły, na uroczystości 1 września spotkałem moją byłą narzeczoną, Valentinę.
Ona też odprowadzała swojego syna do pierwszej klasy.
Zaczęła przepraszać, że wtedy nie przyszła na ślub, mówiąc, że poprzedniego dnia wrócił jej były chłopak, wytrącił ją z równowagi, zrobił jej dziecko… a potem ją zostawił.
Zapytała, czy nadal jestem na nią zły.
A ja szczerze odpowiedziałem:
— Dziękuję ci za to, co wtedy zrobiłaś.
Valentina spojrzała na mnie z niedowierzaniem, nie rozumiejąc, o co mi chodzi.
Jeśli podobała Ci się ta historia, nie zapomnij podzielić się nią z przyjaciółmi!
Razem możemy przekazywać emocje i inspirację dalej.