Adrian Victorescu był czterdziestoletnim mężczyzną, dobrze zbudowanym, choć lekko otyłym.
W oczach wielu mieszkańców wioski uchodził za człowieka sukcesu – lokalny poseł, właściciel małej sieci sklepów, trzykrotnie rozwiedziony.
Teraz stał przed Aliną z ogromnym bukietem białych róż.
– Wygląda pani cudownie, pani doktor – powiedział, wręczając jej kwiaty.
– Samochód czeka.
Alina uśmiechnęła się grzecznie, przyjmując komplement i kwiaty.
Nie podobało jej się, że część wsi im się przyglądała, ale była dorosła i miała prawo podejmować własne decyzje.
Restauracja była najbardziej elegancka w okolicy, niedawno otwarta przez przedsiębiorcę ze stolicy.
Adrian już zamówił, a stół był ustawiony w prywatnej loży, z świecami i szampanem.
– Cieszę się, że wróciłaś – powiedział po pierwszym kieliszku.
– Zawsze mi się podobałaś, jeszcze w liceum, ale Alec był szybszy.
Może teraz los daje nam drugą szansę.
Alina przyjrzała mu się uważnie.
Był czarujący, bogaty, pewny siebie.
Ale czegoś brakowało – tej więzi, którą czuła z Alexandru, zanim wszystko się posypało.
– Adrian, doceniam zaproszenie, ale właśnie zakończyłam małżeństwo.
Nie jestem gotowa na coś nowego.
Uśmiechnął się, niezrażony odmową.
– Czas leczy wszystko, Alina.
Jestem człowiekiem cierpliwym.
Podczas kolacji Adrian opowiadał o swoich planach budowy hotelu na obrzeżach wsi, o swoich kontaktach na poziomie powiatu, o swojej politycznej przyszłości.
Nie zapytał jej o nic – ani o pracę, ani o marzenia.
– Odprowadzić cię do domu? – zapytał na końcu, płacąc rachunek.
– Nie, dziękuję.
Wolę się przejść, to piękny wieczór.
W drodze do domu Alina głęboko wdychała świeże wieczorne powietrze.
Jej myśli biegły ku Alexandru, życiu w Bukareszcie, przyszłości tutaj, w rodzinnej wiosce.
Czuła się zagubiona, choć była w domu.
Przy wejściu na podwórze dostrzegła sylwetkę na ławce.
To był Mihai, stary przyjaciel rodziny i ordynator miejscowej przychodni.
Mężczyzna, który dał jej pracę po powrocie.
– Dobry wieczór – powiedział po prostu, wstając.
– Przyszedłem porozmawiać z twoim ojcem o rozbudowie przychodni.
– O tej porze? – zapytała Alina, zaskoczona.
Mihai lekko się uśmiechnął.
W wieku czterdziestu pięciu lat miał w sobie spokój i stabilność, które Alina zawsze ceniła.
– Tak naprawdę liczyłem, że cię spotkam.
Chciałem cię zaprosić na otwarcie nowego oddziału pediatrycznego w szpitalu powiatowym.
Potrzebujemy dobrych pediatrów.
Alina poczuła przypływ zawodowego entuzjazmu.
Tego właśnie zabrakło w rozmowie z Adrianem – pasji do czegoś większego niż on sam.
– Z przyjemnością wezmę udział – odpowiedziała, zauważając po raz pierwszy tego wieczoru, że oczy mężczyzny przed nią mają ten sam odcień błękitu, co rzeka płynąca obok rodzinnego domu.
W kolejnych tygodniach Alina odkryła, że życie na wsi nie oznacza rezygnacji z marzeń, lecz ich przemyślenie na nowo.
Współpraca z Mihaiem przy rozwoju oddziału pediatrii przyniosła jej poczucie spełnienia, którego nie czuła od dawna.
Pewnego wieczoru, gdy omawiali przyszłe plany w ogrodzie rodzinnego domu, Mihai powiedział:
– Wiesz, Alina, czasem trzeba się cofnąć, żeby lepiej zobaczyć drogę naprzód.
Twój powrót tutaj to nie porażka – to nowa szansa.
Alina uśmiechnęła się, czując po raz pierwszy od roku, że może znowu patrzeć w przyszłość z nadzieją.
Może prawdziwe szczęście nie tkwiło w miejscu, w którym się było, lecz w ludziach, z którymi wybierało się iść przez życie.
Jeśli spodobała Ci się ta opowieść, nie zapomnij podzielić się nią ze swoimi przyjaciółmi!
Razem możemy nieść dalej emocje i inspirację.