ZABRAŁEM MOJĄ 89-LETNIĄ PRABABCIĘ NA BAL I PRZESZŁA SAMĄ SIEBIE.

CIEKAWE

Zabrałem moją 89-letnią prababcię na bal i przeszła samą siebie.

Kiedy ogłoszono bal maturalny w szkole, nie byłem szczególnie podekscytowany.

Ale potem spojrzałem na moją prababcię, Allę, siedzącą w fotelu i oglądającą stary czarno-biały film.

– Byłaś kiedyś na balu? Zapytałem. Zaśmiała się.

– Kochanie, w moich czasach ludzie tacy jak ja nie byli zapraszani na bale.

Te słowa utknęły mi w głowie.

Przeszła przez tak wiele – wychowała czworo dzieci, bardzo wcześnie straciła mojego pradziadka Elizeusza, a mimo to pozostała najszczęśliwszą i najsilniejszą kobietą, jaką znałem.

I wtedy podjąłem decyzję.

Zabiorę moją prababcię na bal.

Na początku myślała, że żartuję.

– Co mam niby założyć?
Uniosła brew.

– Coś niesamowitego – odpowiedziałem.

Tydzień później miała na sobie błyszczącą niebieską suknię, a ja dopasowany krawat.

Kiedy weszliśmy na salę, wszystkie oczy były skierowane na nas.

Spodziewałem się dziwnych spojrzeń, może szeptów.

Ale zamiast tego ludzie zaczęli klaskać.

Moi znajomi wiwatowali.

Nawet dyrektor otarł łzę.

A potem?

Alla wyszła na parkiet.

I nie tylko wyszła – rozpaliła go do czerwoności.

Nie bujała się tylko grzecznie do rytmu – obracała się, kręciła w rytmie twista, coś na kształt Charlestona, a nawet próbowała obrotów…

Szczerze mówiąc, nadal nie mogę w to uwierzyć.

DJ, który ewidentnie był zachwycony, przełączył się na stare przeboje i chwilę później Alla już uczyła moich znajomych, jak tańczyć.

Ktoś wręczył jej nawet kwiatową koronę z dekoracji i założyła ją z godnością królowej.

I wiesz co?

Przez kilka godzin naprawdę nią była.

Ciągle słyszałem szepty dookoła: „jest jak z obrazka” i „to najlepszy bal w historii”.

Ale mniej więcej w połowie wieczoru zauważyłem, że Alla siedzi sama przy stole, pijąc lemoniadę imbirową i zapatrzona gdzieś daleko.

Podszedłem i usiadłem obok niej.

– Wszystko w porządku?
Zapytałem.

Uśmiechnęła się, ale to był ten rodzaj uśmiechu, który nie sięga oczu.

– Po prostu myślę – powiedziała cicho.

– Jak szybko wszystko mija.

Wtedy tego nie zrozumiałem.

Miałem tylko siedemnaście lat.

Życie wydawało się nieskończone.

Ale sięgnęła do małej torebki i wyjęła starą czarno-białą fotografię.

Ona i mężczyzna w mundurze wojskowym uśmiechają się do siebie, jakby nie było nikogo innego na świecie.

– To twój pradziadek Elizeusz – powiedziała.

– Poznaliśmy się w roku, w którym miałam skończyć liceum.

– Pojechał do Korei i wrócił zupełnie inny.

– Tańczyliśmy w salonie, nie na sali balowej.

– Ale zawsze się zastanawiałam, jakby to było pójść chociaż raz na prawdziwy bal…

Wtedy mnie to uderzyło – zrozumiałem, że to nie był tylko fajny wieczór dla niej.

Dałem jej coś, o czym nie mówiła od siedemdziesięciu lat.

Później tego wieczoru ogłoszono króla i królową balu.

Nie spodziewałem się tego, bo jestem raczej cichy i zwykle trzymam się na uboczu.

Ale kiedy wyczytano moje imię, ledwo je usłyszałem wśród hałasu.

A potem krzyknęli imię Ally.

Wyglądała na zaskoczoną.

Po prostu zamarła.

Musiałem ją lekko popchnąć i wtedy powoli wstała, ocierając oczy.

– O mój Boże – wymamrotała.

Weszliśmy razem na scenę, wręczono nam plastikowe korony i sztuczne róże.

Cała sala krzyczała: „Królowa Alla!”

To było jak na rockowym koncercie.

Ale tu jest zwrot akcji.

W drodze do domu Alla pociągnęła mnie na bok i powiedziała:

– Jest coś, czego ci nie powiedziałam.

Myślałem, że zdradzi mi coś poważnego – może o Elizeuszu albo jakąś rodzinną tajemnicę.

Ale zamiast tego powiedziała:

– Dostałam dziś rano list.

– Od pewnego Fedora.

– To był najlepszy przyjaciel Elizeusza z czasów wojny.

Okazało się, że Fedor odnalazł jej dawny adres i napisał, że przeprowadził się do naszego miasta, by być bliżej córki.

Napisał, że często się zastanawiał, jakby się wszystko potoczyło, gdyby okoliczności były inne.

– Nie wiedziałam, co myśleć – powiedziała Alla.

– Ale dzisiejszy wieczór przypomniał mi… że wciąż żyję.

– I że mogę żyć.

Tydzień później poszli razem na kawę.

Potem na lunch.

Później do kina.

Cała rodzina o tym mówiła, jakbyśmy byli w romantycznej komedii.

Sześć miesięcy później zapisali się na lekcje tańca w sali balowej.

Szczerze? Nigdy nie widziałem Ally tak promiennej.

Ten bal nie dał jej tylko wspomnienia – dał jej drugą szansę na radość.

I, co dziwne, mnie też coś dał.

Przypomnienie, że nie warto odkładać ważnych rzeczy – trzeba mówić, działać, pokazywać tym, których kochamy, że ich widzimy.

Więc tak, zabrałem moją 89-letnią prababcię na bal i była najjaśniejszą gwiazdą wieczoru.

Ale więcej niż to?

Napisała na nowo zakończenie swojej historii.

I szczerze mówiąc, chyba pokazała nam wszystkim, jak to się robi.

Życie jest zbyt krótkie, by odkładać dobre rzeczy na później.

Jeśli ta historia poruszyła cię choć trochę – polub ją i podziel się nią z kimś, kto potrzebuje przypomnienia: trzeba żyć teraz.

Bewerten Sie den Artikel
Mit Freunden teilen