Muzyka, którą grałam na moim pianinie, była moim ostatnim łącznikiem z moim zmarłym mężem, ale okrutni sąsiedzi zniszczyli tę radość swoimi bezdusznymi słowami, które nabazgrali na mojej ścianie.
Kiedy moja wnuczka się o tym dowiedziała, postanowiła przywrócić porządek, wprawiając tych roszczeniowych sąsiadów w osłupienie.
„Och, Jerry, podobało ci się dzisiaj, kochanie?” wyszeptałam, gdy ostatnie nuty „Clair de Lune” wypełniły przytulny salon.
Oderwałam palce od klawiszy pianina i spojrzałam na oprawione w ramkę zdjęcie mojego zmarłego męża.
Jego życzliwe oczy błyszczały do mnie, tak jak przez ponad pięćdziesiąt lat.
Willie, mój pręgowany kot, mruczał zadowolony przy moich stopach.
Pochyliłam się, aby podrapać go za uszami, czując znajomy ból w piersi, kiedy ostrożnie unosiłam zdjęcie Jerry’ego.
„Tęsknię za tobą tak bardzo,” wyszeptałam. „Minęło pięć lat, ale niektóre dni… wydaje się, jakby to było wczoraj.”
Delikatnie pocałowałam szybkę. „Czas na kolację, mój kochany.
Zagram ‘Moon River’ przed snem, jak zawsze.”
Odkładając zdjęcie, niemal słyszałam ciepły śmiech Jerry’ego.
„Rozpieszczasz mnie, Bessie,” mawiał, jego oczy marszczyły się w kącikach.
Moje pianino było moim stałym towarzyszem od dzieciństwa, a teraz było moją liną łączącą mnie z Jerrym.
„Co bym bez ciebie zrobiła?” wymruczałam, przesuwając dłonią po jego wypolerowanej powierzchni.
Tej nocy, przed snem, wyszeptałam w ciemność: „Dobranoc, Jerry. Zobaczę cię w moich snach.”
Następnego ranka, byłam zanurzona w „Nokturnie” Chopina, gdy nagle ostre pukanie w okno mnie przestraszyło.
Moje palce zsunęły się z klawiszy, a czerwony ze złości mężczyzna spojrzał na mnie zza szyby. To był mój nowy sąsiad.
„Hej, kobieto! Przestań z tym hałasem!” krzyknął przez szybę.
„Trzymasz wszystkich na nogach swoją żałosną grą!”
Zamarłam, zaskoczona. „Ja… przepraszam,” wyjąkałam, chociaż wewnętrzny głos protestował.
Nie było nawet 11 rano, a żaden z sąsiadów nigdy wcześniej nie narzekał.
Mężczyzna odszedł, zostawiając mnie drżącą. Zamknęłam pokrywę pianina, a moje sanktuarium nagle wydało się splamione.
Następnego dnia grałam cicho, przy zamkniętych oknach, mając nadzieję uniknąć dalszych problemów.
Ale zaledwie kilka minut po rozpoczęciu „Sonaty księżycowej” Beethovena, dzwonek do drzwi zabrzmiał agresywnie.
Na moim progu stała kobieta z zaciśniętymi ustami.
„Grób cię woła, a ty wciąż hałasujesz na tym pianinie?” szydziła.
„Przestań z tym hałasem, bo zgłoszę cię do wspólnoty mieszkaniowej!”
Poczułam, jakbym dostała w twarz. „Zamknęłam wszystkie okna,” powiedziałam słabo.
„To nie wystarczy!” warknęła, zanim się odwróciła i odeszła.
Łzy napłynęły mi do oczu.
„Och, Jerry, co mam zrobić?” wyszeptałam. Jego głos odbił się w moich myślach, pewny i uspokajający: „Graj, Bessie. Nie pozwól, żeby ktoś cię zatrzymał.”
Ale tego dnia, siedząc przy pianinie, nie mogłam znaleźć siły, by nacisnąć choćby jeden klawisz.
W kolejnych dniach próbowałam wszystkiego—przykleiłam tekturę na okna, ograniczyłam czas gry—ale nic nie zadowalało sąsiadów, których zaczęłam nazywać w myślach Grinchami.
Przeniesienie pianina do piwnicy przeszło mi przez myśl, ale sama myśl o rozłące z nim, nawet na kilka schodów, zbyt mnie bolała.
Pewnego ranka, podczas pracy w moim ogródku ziołowym, zamarłam z przerażenia.
Gniewne, czerwone litery głosiły „ZAMKNIJ SIĘ!” na ścianie.
Upadłam na kolana, płacząc. „Nie mogę tego dłużej znieść, Jerry.”
Po raz pierwszy od dekad nie dotknęłam pianina.
Tej nocy, siedziałam na fotelu Jerry’ego, ściskając jego zdjęcie, gdy zadzwonił telefon. To był mój syn, Jacob.
„Mamo? Jak się czujesz?” zapytał delikatnie.
„W porządku, kochanie,” skłamałam.
„Mamo, nie brzmisz, jakby było w porządku. Co się dzieje?”
Opowiedziałam mu wszystko—skargi, wandalizm.
„Czuję się taka zagubiona.”
„Och, mamo, czemu mi wcześniej nie powiedziałaś?” Jacob powiedział, jego głos pełen troski. „Nigdy nie jesteś ciężarem.
Twoja muzyka przyniosła tak wiele radości innym.
Pamiętasz te świąteczne przyjęcia, recitale? Jesteś skarbem.”
„Zadzwonię do Melissy,” powiedział. „Ona jest bliżej. Zajmiemy się tym razem.”
Kilka dni później ktoś zapukał do drzwi.
Moja wnuczka, Melissa, stała tam, z twarzą rozpromienioną ciepłym uśmiechem.
„Niespodzianka, babciu!” powiedziała, mocno mnie przytulając.
Ale gdy zobaczyła graffiti na ścianie, jej uśmiech zniknął.
„Babciu, kto ci to zrobił?”
Kiedy łzami opowiadałam jej historię, jej twarz stężała.
„Jak oni mogli? Naprawimy to, obiecuję.”
„Jak?” zapytałam, czując się pokonana.
Melissa ścisnęła moje dłonie. „Ci roszczeniowi bachory nie wiedzą, z kim zadarli. Pokażemy im.”
Następnego dnia Melissa była nie do powstrzymania.
Wykonała telefony, zaangażowała długoletnich sąsiadów, a nawet zamówiła materiały.
Tej nocy małe głośniki zostały ukryte wokół posesji Grinchów.
Kiedy ich samochód podjechał, Melissa uśmiechnęła się do mnie.
„Czas na przedstawienie!”
Delikatna muzyka fortepianowa zaczęła wydobywać się z krzaków.
Sąsiedzi wybiegli na zewnątrz, zdezorientowani. Ale wkrótce muzyka zmieniła się w szczekanie psów i wyjące alarmy samochodowe.
Kiedy biegali tam i z powrotem, Melissa nacisnęła kolejny przycisk.
Powietrze nagle wypełniły najbardziej absurdalne dźwięki pierdnięć.
Śmiałam się tak mocno, że miałam łzy w oczach.
„Babciu, nikt nie zadziera z tobą i nie wychodzi z tego bezkarnie,” powiedziała dumnie.
Następnego ranka przyjechała ekipa, aby wygłuszyć mój pokój z pianinem.
„Teraz możesz grać, kiedy tylko chcesz,” powiedziała Melissa, ściskając moją rękę.
Gdy usiadłam przy moim pianinie, znajome dźwięki „Moon River” wypełniły pokój.
Zamknęłam oczy, czując obecność Jerry’ego wokół siebie.
„To moja dziewczyna,” niemal słyszałam, jak mówi.
„Graj, Bessie. Graj dalej.”
I tak zrobiłam
, otoczona miłością—miłością mojej rodziny, miłością Jerry’ego, i muzyką, której nikt już nigdy nie zagłuszy.