Mój mąż zażądał, żebym oszczędzała w trakcie ciąży, bo nie będę mogła pracować, gdy urodzi się nasze dziecko…

LUDZIE

Szósty miesiąc ciąży, spuchnięte stopy, zachcianki i praca na pełny etat – oczekiwałam od męża miłości i wsparcia.

A co dostałam? Świnkę skarbonkę z karteczką, na której napisał „OSZCZĘDZAJ” na urlop macierzyński.

Zgadnij, kto zaraz przeżyje niemiłe zaskoczenie?

Ciążę często opisuje się jako magiczny czas, pełen radości i oczekiwania.

Cóż, pozwólcie, że wam powiem, może to też być czas, kiedy twój mąż zapomina, jak być przyzwoitym człowiekiem.

Mam na imię Regina, mam 35 lat i myślałam, że mam życie pod kontrolą – dopóki mój drogi mąż, Dan, nie rzucił bombą, która sprawiłaby, że nawet najbardziej cierpliwy święty straciłby spokój.

„Hej, kochanie!” – Dan przywitał mnie, gdy wtoczyłam się przez drzwi, prowadząc moim sześciomiesięcznym brzuchem. „Jak w pracy?”

Jęknęłam, ściągając buty. „Jakbym była wielorybem wyrzuconym na plażę w biurowym fotelu. Ale dałam radę.”

Dan zaśmiał się, zauważając torbę z zakupami w mojej ręce. „Ooh, co kupiłaś?”

„Sukienkę, w której nie wyglądam jak napchana kiełbasa,” odpowiedziałam, trzymając zwiewną sukienkę ciążową.

„Jest wygodna i mogę w niej oddychać!”

Jego brwi uniosły się. „Wow, rozrzutna!

Lepiej uważaj na pensję, skarbie.”

Zaśmiałam się, myśląc, że żartuje. Och, jaka byłam naiwna.

„Nie, poważnie,” powiedział nagle poważnym tonem.

„Powinnaś zacząć oszczędzać.”

Mrugnęłam. „Na co? Na rzeczy dla dziecka? Odkładamy już od miesięcy.”

Dan pokręcił głową. „Nie, na czas, gdy będziesz na urlopie macierzyńskim.

Wciąż musisz pokrywać swoją połowę rachunków, pamiętasz?”

Patrzyłam na niego, pewna, że się przesłyszałam. „Przepraszam, co?”

„Zawsze dzielimy się rachunkami po równo,” wyjaśnił, jakby to było oczywiste.

„Dlaczego miałoby się to zmienić tylko dlatego, że będziesz miała dziecko?”

Czekałam na puentę. Spoiler: nie było żadnej.

„Dan,” powiedziałam powoli, „zdajesz sobie sprawę, że będę dochodzić do siebie po, nie wiem, porodzie, prawda? A potem opiekować się naszym dzieckiem 24/7?”

Wzruszył ramionami. „Tak, ale rachunki nie znikną magicznie. Nie zacznę nagle zarabiać podwójnie.

Lepiej zacznij oszczędzać teraz, żebyś nie miała zaległości.”

Czułam się, jakbym weszła w jakąś dziwną alternatywną rzeczywistość.

„Więc, kiedy będę na niepłatnym urlopie macierzyńskim, dochodząc do siebie po porodzie i opiekując się naszym noworodkiem, oczekujesz, że będę dokładać się dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy pracuję na pełny etat?”

„Dokładnie!” powiedział z dumą. „Widzisz, łapiesz!”

Zdecydowanie nie łapałam.

Tej nocy, gdy przewracałam się z boku na bok, próbując znaleźć wygodną pozycję dla mojego rosnącego brzucha, usłyszałam, jak Dan krząta się po salonie.

Kiedy wróciłam z jednej z wielu nocnych wizyt w łazience, zobaczyłam różową ceramiczną świnkę skarbonkę na mojej szafce nocnej z karteczką.

„ZACZNIJ OSZCZĘDZAĆ, MAMO!” głosił napis, w niechlujnym charakterze pisma Dana.

Nie mogłam w to uwierzyć. „Dan? Co to ma być?” zawołałam, oczy szeroko otwarte z niedowierzania.

Pojawił się w drzwiach, uśmiechając się, jakby właśnie rozwiązał światowy kryzys. „To na twoje oszczędności, kochanie. Będziesz ich potrzebować.”

A potem się zaśmiał. Naprawdę się zaśmiał.

W tym momencie podjęłam decyzję. Jeśli Dan chciał grać w tę grę, to ja też zagram. I wygram.

W ciągu kilku dni zamieniłam się w ludzką kalkulację.

Każdy wydany grosz, każda minuta dyskomfortu – wszystko było rejestrowane.

Dan chciał pół na pół? Miał dostać bardzo szczegółowy rachunek.

Stworzyłam arkusz kalkulacyjny zatytułowany „Prawdziwy Koszt Noszenia Dziecka” i zabrałam się do pracy. Witaminy prenatalne? Odhaczone. Ubrania ciążowe?

Oczywiście. Nawet obliczyłam koszt sikania 17 razy w nocy.

Pewnego wieczoru zapytałam: „Hej Dan, ile myślisz, że kosztuje noszenie kuli bowlingowej w koszulce przez cały dzień?”

Spojrzał zdezorientowany. „Co?”

„Po prostu biorę pod uwagę zużycie mojego kręgosłupa.

No i dodaję do rachunku wodę za moje nocne wycieczki do łazienki.”

Zmrużył oczy. „Co ty wyprawiasz, Regina?”

„Och, nic,” powiedziałam słodko. „Po prostu ciążowa matematyka, kochanie.”

Lista stawała się coraz dłuższa, obejmując wszystko, od wizyt lekarskich po „emocjonalne załamanie o trzeciej nad ranem przez reklamę karmy dla psów.”

Po tygodniu rejestrowania wszystkiego byłam gotowa przedstawić swoje dzieło.

Kiedy Dan wrócił do domu pewnego wieczoru, siedziałam przy kuchennym stole z rachunkiem i skarbonką obok.

„Hej, co to wszystko jest?” zapytał, odkładając teczkę.

Uśmiechnęłam się. „Po prostu lekka lektura. Zajrzyj.”

Jego oczy rozszerzyły się, gdy skanował listę.

„Regina… co to jest?”

„To, mój drogi mężu, to twoja połowa kosztów ciąży,” powiedziałam radośnie. „Skoro dzielimy się pół na pół.”

Jego szczęka opadła, gdy spojrzał na końcową sumę.

„To… to nie może być prawda.”

„O, jest,” zapewniłam go.

„I nie martw się, będę aktualizować ją, gdy dziecko się urodzi.

Zmiana pieluch o drugiej nad ranem? 20 dolarów za każdą. Karmienie piersią?

50 dolarów za sesję. A za każdą rozstępnę dodaję podatek od urody.”

Dan wyglądał, jakby miał zemdleć. „Ale… ale…”

Wskazałam na skarbonkę. „Lepiej zacznij oszczędzać, Dan.

Będziesz tego potrzebować.”

W końcu westchnął. „Byłem idiotą, prawda?”

„Największym,” zgodziłam się.

W ciągu następnych kilku tygodni Dan zmienił się o 180 stopni.

Zaczął wykonywać więcej prac domowych, uczestniczył we wszystkich wizytach lekarskich i nawet zapisał nas na zajęcia jogi prenatalnej.

Pewnego wieczoru, masując moje spuchnięte stopy, odchrząknął.

„Regina, jestem ci winien ogromne przeprosiny,” powiedział nieśmiało.

„Byłem tak skupiony na finansach, że zapomniałem o tym, co naprawdę się liczy.

Nosisz nasze dziecko, a zamiast cię wspierać, tylko dodałem ci stresu.

Przepraszam.”

Moje ciążowe hormony zadziałały i poczułam, jak zbierają mi się łzy w oczach.

Ścisnęłam jego rękę.

Bewerten Sie den Artikel
Mit Freunden teilen